poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 88

'' [. . . ]Choć w sumie może jednak coś wiemy - uśmiechnął się Marco i Mario. . .''





   I znowu coś przede mną ukrywają. Ciekawa jestem tylko co bo ich pomysły są czasami przerażające. Teraz zamiast szykować się na wykłady siedzę tutaj rozmyślając co kombinuje mój chłopak z przyjaciółmi.
  • Czyli nic mi nie powiecie - zapytałam patrząc na wszystkich zebranych.
  • Obiecaliśmy kumplowi, że nic nie powiemy, więc nic nie możemy zrobić - westchnął Mario.
  • To ja tu z Stuttgartu przyjeżdżam, Ty z Monachium, oni z Barcelony i nie dowiem się po jaką cholerę - zaczęłam się troszkę denerwować.
  • Kochana spokojnie nie możesz się denerwować, bo wtedy Mo na pewno nas zabije - westchnął spokojnie Reus.
  • Jak mam być spokojna jak wygląda na to, że wszyscy wiedzą o tym o czym ja nie wiem - wzięłam łyka herbaty.
  • Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, ale spokojnie - Magda uśmiechnęła się siadając obok mnie. 
  • Dobra to Wy sobie tu kombinujcie, a ja idę się wyspowiadać - odparłam wychodząc na taras.
  • Nie chce z nikim rozmawiać - warknęła Natalia, gdy nie zdążyłam się nawet odezwać.
  • Nie musisz. Posłuchaj mnie tylko - byłam zdenerwowana, a ona dodatkowo mnie swoimi humorkami denerwowała.
  • Zostawię Was same - odparł spokojnie Marcel.
  • Nie nie musisz. Jak chcesz zostań Tobie też należy się słowo wyjaśnienia - odparłam opierając się o balustradę przy schodach. 
  • Dobrze - wrócił na swoje miejsce.
  • Nie przyszłam błagać o wybaczenie, bo nie mam powodu by czuć się winną. Nie muszę Ci się ze wszystkiego spowiadać. Mam mnóstwo problemów na głowie, uczę się, a do tego miałam ciężki okres z Mo. Nie rozumiem o co Ci właściwie chodzi, bo równie dobrze sama mogłaś zadzwonić nawet na Skypie. I zapytać jakbym miała chwilę to bym Ci powiedziała, czy jestem zdrowa czy chora, ale o ile mi się wydaje to ciąża nie jest chorobą. Także błagam ogarnij się, bo dzisiaj nie mam nastroju na kłótnie jeszcze z Tobą - mówiłam spokojnym i opanowanym głosem, ale w środku, aż się gotowało. 
Nie sądziłam nawet, że się odezwie. Marc patrzył tylko raz na mnie raz na nią. Po dłuższej ciszy nie chciałam marznąć na dworze, więc wycofałam się do środka wpadając na Alexandru.
  • Co Ty do cholery tutaj robisz - zawołałam wściekła. Nie kontrolowałam swoich nerwów ostatnio.
  • Ohh. . . księżniczko uspokój się proszę - reakcja była natychmiastowa. Szybko objął mnie swoimi ciepłymi ramionami sprowadzając na ziemię.
  • Jestem spokojna tylko po prostu mam wszystkiego dość. Nie wiem co się dzieje wokół mnie. Chłopak i przyjaciele mają przede mną tajemnice, a przyjaciółka jest wielce na obrażona, bo prowadzę swoje życie i nawet za nim nie potrafię dać sobie rady. Nie mieszczę się w swoje ulubione spodnie, a do tego nie mogę normalnie jeść, bo wszystko mnie denerwuje. Jestem tutaj nie wiedząc po co zamiast szykować się na zajęcia - nie wytrzymałam totalnie się rozklejając.
  • Chodź ze mną na spacer pokażesz mi miasto - zabrał mnie na ogród po czym wyszliśmy na ulice.
  • Gdzie w takim stanie - spojrzałam na niego z całkowicie rozmazanym makijażem.
  • Kochana mimo wszystko jesteś piękna, ale to wiesz nie muszę Ci tego powtarzać - odparł wycierając łzy z moich policzków.
   Spacerowaliśmy tak dość długo rozmawiając i śmiejąc się. Zapomniałam na chwilę o tym, że jestem w ciąży i marnie ją przechodzę. Powinnam się troszkę ogarnąć, bo na prawdę zacznę wariować. Gdy uznaliśmy, że powinniśmy wracać wszyscy byli w domu Marco.
  • Misiek co tutaj robisz - zapytałam nadzwyczajnie spokojnie przez co wszyscy dziwnie na mnie spojrzeli.
  • Nie cieszysz się, że wróciłem - zapytał zdziwiony, że do niego nie podeszłam.
  • Źle się czuję - usiadłam zakrywając twarz dłońmi.
  • Kochanie wytrzymasz jeszcze chwilkę  - zapytał Moritz spoglądając na mnie i drzwi.
  • Tak tak po prostu mnie przytul - wyszeptałam, a po pomieszczeniu rozległ się dzwonek do drzwi.
  • Mama tato - zdziwiła się Magda.
  • No cześć córeczko nie stęskniłaś się za nami - usłyszałam znajomy męski głos.
  • Jasne, że tęskniłam. Tylko co Wy tutaj robicie - zapytała blondynka, gdy weszli do środka.
  • No o to powinnaś pytać swoich przyjaciół, a przede wszystkim Marco - zaśmiała się je mama.
  • Więc ja się może wytłumaczę - ni z gruszki ni z pietruszki wyskoczył Reus w garniturze i lekko poddenerwowany.
  • No wypadało by, bo bez potrzeby i Twoich błagań by nas tu nie było - westchnął Pan Adam(tato Magdy) 
  • No to Magda kochanie bardzo mocno i z całego serca kieruję do Ciebie pytanie na całe życie. Wiem, że znamy się krótko, ale, gdy pierwszy raz Cię ujrzałem wiedziałem, że Ty musisz zostać moją jedyna. Także jestem marny w przemowach, ale czy onieśmielisz mnie i zostaniesz moją żoną - kleknął patrząc blondynce w oczy, a ta widziałam , że nie wie co się dzieje.
Stała przed nim mając szklanki w oczach po czym bez wahania się zgodziła wpadając w jego ramiona. W tamtym momencie wiedziałam co jest grane. Oni to wszystko ukartowali, a wiedzieli ile dla mnie i Magdy znaczy przyjaźń dlatego wylądowałam w Dortmundzie. Marco jednak bardzo ją kocha skoro pomyślał nawet o jej rodzicach. Oczywiście pierścionek nie mógł być byle jaki i aż jej troszkę zazdrościłam tak pięknej błyskotki. Resztę wieczoru spędziłam dość spokojnie po kilku wizytach w łazience. Lekko pijany Mo, Sven i Alexandru (Oczywiście musieli oblać zaręczyny) postanowili mnie zabrać do domu, albo raczej ja ich.
  • Misiaki widzę,że serio dobrze się bawicie, ale my będziemy zawijać - uśmiechnęłam się na świeżo upieczone narzeczeństwo i resztę zebranych oraz na swoich pijanych towarzyszów
  • Już - posmutniała przyszła Panna Reus.
  • Tak, tak sądzę, że będzie lepiej im już starczy alkoholu - westchnęłam widząc tulących się chłopaków na ziemi.
  • No w sumie to masz rację - zachichotała cicho.
  • Dobranoc wszystkim - pomachałam kierując się do wyjścia.
  • Ehh no to czeka mnie ciężki powrót do domku - wyszeptałam zakładając buty.
  • Ale Ty jesteś piękna, gdy się denerwujesz - odparł Moritz oparty o futrynę drzwi.
  • A Ty seksowny w tym ubraniu - pomyślałam. . .
*****
No to w końcu nowy rozdział. Nie napiszę nic więcej, bo nie mam nastroju. 

poniedziałek, 20 października 2014

Rodział 87

''[. . .] Równo o 9 wyjechaliśmy z pod domu. Uprzednio oczywiście, bo jakże inaczej poinformowałam Magdę, że ma się mnie wieczorem spodziewać u siebie na kawie. . .''



   W połowie drogi przypomniałam sobie, że nie piję kawy. Magda pewnie się domyśliła. Ona w naszym przyjacielskim ''związku'' była tą myślącą od kiedy ja bujam w obłokach. Schodząc na ziemię droga do Dortmundu przeminęła bardzo rozrywkowo. Wymijający nas kierowcy dziwnie patrzyli. Cóż się dziwić nasza dwójka na tych prawidłowo rozwiniętych nie wyglądała. 



  • Kochanie dostanę buziaka - zapytał Moritz.
  • Jesteś pewien - spojrzałam na niego przez okulary.
  • Od Ciebie jestem wszystkiego w stu procentach pewien, więc dawaj mi tego buziola - złapał mnie za rękę przyciągając do siebie i namiętnie całując. Było bardzo miło tylko nie patrzył na drogę. Rozumiem, że zna ją już na pamięć, ale to jednak niebezpieczeństwo.
  • Miśku - wymamrotałam, ale nie pozwolil mi skończyć.
   Od kiedy jestem w ciąży, a Mo o tym wie jest bardzo słodki i kochany. Ostatnio wpadł na pomysł, aby nagrywać naszą codzienność. Takie radosne i najciekawsze momenty. Nagrywaliśmy wszystko, a potem oni (Sven i Aleksandru) montowali w ciekawą i pasującą do siebie całość, a także dodając daty i godzinę. Abyśmy w przyszłości mogli sobie usiąść z wnukami i zobaczyć jacy byliśmy szurnięci. W każdym samochodzie zamontowaliśmy kamerki dzięki którym prowadzimy monitoring naszego powalonego życia poza domem. Jak dla takiej dziewczyny jak ja to bardzo interesujące rozwiązanie, bo gdy Moritz wróci do treningów (aktualnie ma niegroźną kontuzję) będę mogła przejrzeć jak sobie radzi na obozach czy treningach. Przyda mi się to na studiach. Właśnie zaniedługo rozpocznę studiować fizjoterapię, bo i tak przez ciążę nie mogę grać. Wracając do jazdy to oderwałam się od ukochanego niezbyt chętnie.
  • Głuptasie patrz na drogę, gdyby nie daj Boże rodzice zobaczyli to nagranie nie puszczą mnie do Ciebie.
  • Co poradzić, gdy mam tak piękną kobietę obok - puścił mi oczko.
  • Nie słodź tyle przystojniaku - zaczęłam się rumienić.
  • Nic nie robię prócz stwierdzania faktów na temat mojej kobiety, którą bardzo kocham - odparł z uśmiechem.
  • Dlaczego jedziemy do Dortmundu - zapytałam, gdy zapanowała niezręczna cisza.
  • Kochanie mówiłem Ci, że to będzie niespodzianka - uśmiechnął się podejrzanie.
  • Mówiłam Ci, że nie lubię niespodzianek - odwróciłam się do tyłu by sięgnąć po napój.
  • Nawet kilka razy, a i tak Cię kocham - westchnął.
  • Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się pod nosem patrząc w tylną szybę.
  • Misiek czemu Sven i Alexandru jadą za nami - zapytałam po chwili, gdy pokojarzyłam fakty. Od kiedy wyjechaliśmy z domu jedzie za nami czerwone Audi chłopaków.
  • Oni są z tą niespodzianką powiązani - uśmiechnął się wesoło.
  • Nie lubię jak mi nie mówisz o tym swoich niespodziankach. O których wiedzą wszyscy tylko nie ja  - posmutniałam.
   Resztę drogi przemilczeliśmy, byliśmy już prawie na miejscu. Jak się okazało pod domem rodziców Leitnera. Sami nie wiedzieli, że my przyjedziemy. Mama piłkarza oczywiście bardzo się ucieszyła na nasz widok, ale była też troszkę zdziwiona tym, że tak bez zapowiedzi ich odwiedzamy ich po dość sporej przerwie. 
  • Moritz powiesz mi co Was tu sprowadza - zapytał jego ojciec, gdy usiedliśmy do stołu.
  • Nie mogę Wam teraz powiedzieć dowiecie się jutro, albo pojutrze - spojrzał na mnie.
  • Mam rozumieć, że mam pójść. Dobra idę do Magdy - uśmiechnęłam się po czym wzięłam bluzę chłopaka i wyszłam do przyjaciółki. Po kilku minutach spacerku byłam pod domem Reusa, gdzie od kilku miesięcy mieszkała blondynka.
  • Ej patrzcie kto nas raczył w końcu odwiedzić - zawołał ucieszony Niemiec.
  • Widzę, że nie tylko mnie wzięło na odwiedziny - zaśmiałam się znajdując w ramionach Gotze.
  • Zuzka - usłyszałam dwa znajome głosy.
  • Magda - uśmiechnęłam się wchodząc do środka i ściągając buty.
  • Kochana świetnie wyglądasz - skomentowała witając się.
  • Dziękuję Ty również. Ciąże nam służą - zaśmiałam się.
  • Natalia, Marcel - zdziwiłam się widokiem przyjaciół.
  • Ty ja Cię kiedyś zabiję - dziewczyna natychmiast się na mnie rzuciła.
  • Dlaczego - zdziwiłam się jej złością, lekko wycofując.
  • Dlaczego Ty jeszcze się pytasz dlaczego - zaczęła krzyczeć na mnie na co ja w jeszcze większym szoku patrzyłam na zebranych przyjaciół.
  • Kochanie uspokój się - Marc niemal siłą odciągnął ją ode mnie.
  • To siadajcie zaraz przyniosę herbatę - oświadczył Marco, który wraz z Mario zawsze znikają jak szykują się problemy.
  • Wyjaśni mi ktoś o co chodzi - zapytałam siadając z Magdą i Cathy, gdy panowie wyszli z Natalią na podwórko.
  • Przyszła do nas wczoraj do domu z pytaniem czy jesteś chora, bo widziała jakieś zdjęcia i nagłówki w gazetach. Bardzo się martwiła, a chyba nie widziała najnowszych wiadomości i troszkę się zdenerwowała, że sama jej nie powiedziałaś tego - dziewczyna Matsa mówiła to z wielkim przejęciem.
  • Jejku jaka jestem głupia - westchnęłam biorąc kubek od Mario.
  • Gdzie zgubiłaś Moritza - zapytał Marco podając kubek ukochanej.
  • Właśnie myślałam, że może Wy coś wiecie - uśmiechnęłam się.
  • Ale co - Mario dziwnie spojrzał na blondyna. 
  • Od kilku dni jest nadzwyczajnie nie podobny do siebie. A rano kazał mi się spakować i przyjechaliśmy tutaj bez słowa wyjaśnienia.
  • My nic nie wiemy - odezwał się Marcel i Mats.
  • Choć w sumie może jednak coś wiemy - uśmiechnął się Marco i Mario.
*****
W końcu jakieś obrazki, ale troszkę nerwów mnie kosztował, bo pisany z komputera nareszcie. Mam nadzieję, że mnie za niego nie zabijecie i że się podoba. Miało być inaczej, ale postanowiłam potrzymać Was troszkę w napięciu. :)

piątek, 10 października 2014

Rozdział 86

''[. . .] No to wygląda na to, że jutro czeka mnie ciężki dzień i impreza na poprawę humoru.''



Czwartek 4.09.2014


   Mówiłam, że rodzice będą na mnie źli, że się wyprowadzam tak nagle. Kłamałam. Pomogli mi spakować rzeczy, a także zaoferowali pomoc pieniężną na sam początek (Jakby zapomnieli, że ich córka jest piłkarką i zarabia krocie). Bardzo mnie swoją postawą zadziwli, bo na prawdę się tego nie spodziewałam. Fakt faktem całe życie wraz z babcią próbowali mnie pogonić z domu, ale wraz z ukończeniem pełnoletności dali mi się święty spokój. Szkoda, że tak późno, bo od kiedy pamiętam to słyszała tylko '' Natalia kiedy w końcu przyprowadzisz zięcia, bo na prawdę zaczynam się martwić. Tylko ta piłka i piłka z dziewczynami, a o chłopcach nie mówisz, ani nawet nie wspomnisz.'' Czasami miałam ogromną ochotę ich wszystkich rozsztrzelać (dobrze, że tego nie zrobiłam. Siedziała bym teraz w więzieniu, a nie z moim ukochanym w samochodzie wracając do domu). Słowo się rzekło to nie do końca do domu, bo jadę do Niemczech. 

  • Co jeśli ich nie będzie w Dortmundzie - Marc (skrót od imienia Marcel) zawsze najpierw ma czarne wizje.
  • Widziałeś te artykuły w gazecie i internecie - zapytałam, a ten kiwnął tylko głową skupiony na drodze, gdy taksówkarz wiózł nas na lotnisko.
  • No to właśnie widziałeś w jakim stanie była Zuzka, gdy wychodziła z tej kliniki. Jej coś jest - mówiłam przejęta.
   No wtajemniczając od kiedy wyjechałam z Dortmundu miałam bardzo rzadki kontakt z Magdą i Zuzką. Ostatnio w sieci aż huczy, że Moritz zerwał z młodą Polką, a także, że dziewczyna jest poważnie chora z czym sobie nie radzi. Nie wiem co się stało, bo nie odbiera ode mnie telefonu, a raczej abonent jest cały czas niedostępny.
  • Na pewno nic jej nie jest, a jakby było to przecież na pewno by Cię poinformowała - odezwał się, gdy byliśmy na miejscu.
  • Pewnie nie chce mnie martwić wie, że układam sobie życie. A wiesz przecież jaka ona jest - odparłam lekko zasmucona zaistniałą sytuacją.
  • Spokojnie mówię Ci, że nic złego jej nie jest - zabójczo się uśmiechnął.
  • Nie wiem skąd bierzesz tyle spokoju, ale oddaj troszkę - westchnęłam udając się na terminal gdzie następnie przyszła kolej na odprawę 
  • Troszkę. Tylko troszkę - spojrzał na mnie najsmutniej jak potrafił niosąc Ninę w specjalnym koszyku - Nie chcesz mnie całego - zapytał otwierając drzwi.
  • Miśku przecież znasz odpowiedź nie wygłupiaj się. Nie mam nastroju na jakiekolwiek żarty - westchnęłam znów próbując się dodzwonić do przyjaciółki.
  • Księżniczko próbuje Ci jakoś pomóc - westchnął po czym na chwilę zniknął z moich oczu przechodząc odprawę, a potem napaść fanek (ahh jak ja to uwielbiam).
Resztę czasu i drogi do domu Hummelsów spędziliśmy w ciszy. Nie gniewałam się na piłkarza. Po prostu wolała by nie denerwować się przed spotkaniem z młodszą Padlowską.
  • Siemanko co Wy tutaj robicie - zapytał Mats, gdy tylko otworzył drzwi.
  • Nie można zajrzeć do swojego brata i szwagierki - Marcel czuł się jak u siebie.
  • Hej Mats  - uśmiechnęłam się przepraszająco wchodząc do środka.
  • Witajcie - zeszła do nas również Cathy.
  • Cześć co tam u Was - Marc natychmiast poleciał się przywitać z babeczkami na stole w salonie. 
   Jak to w tym towarzystwie bywa nikt się nie nudził, ani nie smucił. Jestem im wdzięczna za to, że są. Za to, że stanęli na mojej życiowej drodze, ale przyjechałam tu po coś i zamierzam to sprawdzić. Gdy tylko Panowie postanowili pójść do sklepu postanowiłam pogadać z Cathy. Troszkę się denerwowałam, ale wiedziałam, że na pewno mi pomoże.
  • Co się tak na prawdę stało, że przyjechaliście, bo nie uwierzę, że zwiedzacie świat - uśmiechnęła się (kurde na serio nie potrafie ukrywać uczuć).
  • Wiedziałam, że o to zapytasz, ale nie chciałam pytać przy chłopakach - westchnęłam biorąc kubek z herbatą do ręki.
  • No to słucham. Póki tych przygłupów nie ma - rozsiadła się wygodnie na kanapie.
  • Od kilku dni męczy mnie jedna sprawa, a dokładniej chodzi o Zuzkę - zauważyłam, że zdziwiła się moimi słowami - Na portalach społecznościowych ukazuję się ostatnio mnóstwo jej zdjęć, ale bez Moritza. Co najgorsze na każdym z nich jest załamana, zapłakana jakby w innym świecie. Martwię się o nią. Boję, że coś jej jest, a ostatnio nasz kontakt został bardzo ograniczony. Nie wiesz może czy jest w domu. Wiem jest późno, ale mogę jutro do niej zajść - powiedziałam wszystko lekko podłamana, a dziewczyna tylko na mnie patrzyła ze zdziwioną miną.
  • To Ty nic nie wiesz - zapytała po chwili.
  • Nie, a co powinnam.
  • To prawda, że Zuzka i Mo mieli bardzo ciężki okres w życiu. On nawet zaczynał planowanie, że wróci do Lisy. Rozstali się, ale już jest wszystko dobrze. Są szczęśliwi i nie mieszkają przecież już od czerwca w Dortmundzie - uśmiechnęła się. 
  • Matko ale ja mam sklerozę - zawołałam łapiąc się za głowę.
  • Widzisz nie masz się czym martwić - dodała przytulając mnie do siebie.
  • A ta klinika?? Coś nie tak z jej przeszczepem czy tylko rutynowa kontrola -zapytałam niepewnie.
  • Serio nic nie wiesz. Nie widziałaś ostatniego wywiadu Moritza w internecie.
  • Na prawdę nic nie wiem. A w Hiszpanii najwidoczniej wiadomości wolą podawać troszkę przestarzałe, albo to ja nie mam czasu by je regularnie sprawdzać - głośno pomyślałam.
  • Poczekaj zaraz Ci pokażę - westchnęła sięgając po laptopa. Po chwili pokazała mi wywiad po ostatnim meczu Borussi ze Stuttgartem, gdzie Leitner odpowiada na pytanie czy zostanie ojcem.
  • Czekaj czekaj. Nasza Zuzka. Ta grzeczna Zuzanna jest w ciąży - zapytałam otwierając szeroko oczy.
  • Tak teraz to będzie 12 tydzień - uśmiechnęła się szeroko.
  • No to świetnie. Ja odchodzę od zmysłów martwiąc się, że jest chora, a ona spodziewa się dzidziusia - złapałam się za głowę.
  • Jesteśmy. Wy na prawdę nie wiedzieliście, że rodzinka Borussen nam się powiększa - zaśmiał się Mats patrząc na brata. Na co my tylko spojrzeliśmy na siebie bardzo zdziwionymi minami.
  • A właśnie oni jakoś na dniach mają do nas przyjechać, bo rodzice Moritza obchodzą okrągłą rocznicę ślubu - dodała Cathy wesoło.
  • My wiemy kiedy przyjeżdżać. Akurat na imprezy - Marcel zachowuje się dzisiaj jak małe dziecko.
  • Dobra zostawię Was na chwilę, bo muszę przedzwonić jeszcze do Magdy. Ona tu mieszka nie - zapytałam dla upewnienia.
  • Tak - odpowiedzieli Hummelsowie.
Tymczasem z perspektywy Zuzanny
5.09.2014.

   No cóż ja mogę powiedzieć. Jestem już w 3 miesiącu ciąży nie mogę się doczekać, aż to maleństwo się urodzi, bo te mdłości mnie dobijają. Całe szczęście nie jestem z tym sama. Mam swoich dwóch wariatów - Alexandru i Svena, a także postrzelonego chłopaka. Staram się nie narzekać, bo dzisiaj i tak czuję doskonale. Nie miałam mdłości (nie ciesz dnia przed zachodem słońca), a także rozpiera mnie energia. Chciałam poznosić torby i zrobić śniadanie, ale nie mogę się przeciążać. Właśnie pakujemy się na małą wycieczkę do rodziców Moritza. Problem tylko w tym, że ja nie wiem po co.
  • Kochanie - ukochany nagle mnie przytulił od tyłu.
  • Chcesz, abyśmy zeszli Ci na zawał w tym pokoju - zawołałam.
  • Skąd masz w ogóle takie myśli - uśmiechnął się zabierając walizkę.
  • A wiesz, że kobiety w ciąży nie wolno straszyć - uśmiechnęłam się poszukując jakiś wygodnych ubrań.
  • Tego nie wiedziałem. Chodźmy na dół, bo Sven czeka ze śniadaniem - cmoknął mnie w policzek.
  • Znowu owsianka - skrzywiłam się na samą myśl. 
  • Nie spokojnie. Alex go dziś przypilnował i jest Twoja ulubiona jajecznica.
  • A powiecie mi w końcu po co jedziemy do Dormundu - zapytałam siadając do jedzenia.
  • Nie, bo to będzie niespodzianka - powiedział Mo z pełnymi ustami
  • Wiesz, że nie lubię niespodzianek - zaśmiałam się z tego jak pochłaniał swoją porcję.
  • Nie, ale wiem, że bardzo mnie kochasz - uśmiechnął się połykając duży kawałem chleba, po czym zaczął się krztusić.
   Mało nie zeszłam ze strachu. Kiedyś go normalnie uduszę własnymi rękami, ale to nie teraz, bo dziecko musi poznać swojego ojca. Reszta poranka minęła mi dość normalnie, ale nietypowo jak dotychczas. Co najgorsza zaczynam mieć problemy z mieszczeniem się w swoje ulubione spódniczki i spodnie. Mój ukochany płaski brzuszek zaczyna się pomalutku uwypuklać, a to w tym wszystkim podoba się najmniej. Tyle pracowałam by był idealny. Równo o 9 wyjechaliśmy z pod domu. Uprzednio oczywiście, bo jakże inaczej poinforowałam Magdę, że ma się mnie wieczorem spodziewać u siebie na kawie. . . 


*****
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale na prawdę nie miałam weny twórczej. A w ramach przeprosin oto taki sobie rodzialik. Mam nadzieję, że i Wam przypasi. Liczę na komenatrze, których osttanio zbyt wiele nie dostaje. :((

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 85

'' [. . .] Znalazłam nawet kilku swoich fanów w Vfb Stuttgart co było całkiem miłe, ale zbyt długo nie będę mogła z nimi grać. Choć na razie nic nie mówię, bo trzeba się cieszyć chwilą. . .''



Tymczasem z perspektywy Natalii. 
Kilka dni później 1.09.2014

   Po wspaniałych wakacjach przyszedł czas na powrót do rzeczywistości. Jestem w Polsce przyjechałam na kilka dni po dokumenty ze szkoły. A także powiedzieć rodzicom, że się wyprowadzam do Barcelony. Boję się troszkę tego, nie wiem jak zareagują. Mam już załatwioną szkołę sportową i nie zmierzam rezygnować z marzeń. Tym bardziej, że w Polsce nie miałam planów na przyszłość. Moja gra w Lechu kończyła się tylko na rezerwach (choć dwa razy grałam w pierwszym składzie, bo dziewczyna, którą zastępowałam miała czerwoną kartkę) to i tak nie zawsze, bo trener miał mnie za zbyt młodą osobę, która ma jeszcze czas na swój błysk.
  • Myszko co taka zamyślona jesteś - zapytał Marcel, gdy tylko dojechaliśmy do hotelu. Nawet do własnego domu boję się wrócić w obawie na reakcje rodziców. Ledwo co skończyłam osiemnaście lat, a już będę się wyprowadzać i to na drugi koniec Europy.
  • Obawiam się reakcji rodziny - wytłumaczyłam otwierając drzwi od taksówki, która przywiozła nas z lotniska.
  • Skarbie nie bój się, nie masz czego. Jesteś pełnoletnia, więc spokojnie. A jeśli im powiesz, że dostałaś propozycje grania w - na chwilę się zawachał.
  • W czym dlaczego nie dokończysz - zaczęłam wyjmować walizki.
  • Miała to być niespodzianka, gdy wrócimy do Hiszpanii, ale jeżeli to ma Cię uspokoić to powiem - mówił takim zdenerwowanym tonem jakby co namniej kogoś zabił.
  • Mów nie wiem na co czekasz - strasznie mnie tym denerwował, że zamiast mówić co jest grane prosto z mostu kombinował jak koń pod górę.
  • Dostałaś się do damskiej drużyny FC Barcelony (nie wiem czy takowa istnieje, ale na potrzeby bloga stworzyłam taką drużynę) - wydusił na jednym wydechu.
  • Co takiego - stanęłam jak wryta wypuszczając torby.
  • Tak, ale jak Ci się nie podoba to mogę wszystko odwołać - wyglądał tak jakbym miała mu zaraz wbić nóż w plecy.
  • Misiek uspokój się - dotknęłam Jego odkrytego ramienia.
  • Cieszysz się - zapytał nieco spokojniej.
  • To jest najwspanialsza wiadomość jaką mogłam sobie jedynie wyobrazić. Nie mogę się doczekać, aż wrócimy. Będę mogła grać. W dodatku regularnie. Ale jak - zdziwiłam się, bo przecież nie widzieli jak gram w jakimś klubie. No prócz meczu z Zuzką.
  • Nagrywałem kilka filmików jak grałaś w tym meczu z Lechem oraz jak jeszcze będąc w Niemczech grywałaś z Zuzą. Strasznie im się spodobałaś, powiedzieli, że chcą taką osobę u siebie i to jak najszybciej, ale nie wiedziałem jak zareagujesz - mówił, gdy ja nas zameldowałam na kilka dni, bo skoro już tu jestem to wypadało by chłopakowi pokazać miasto w którym się wychowałam.
    Po rozpakowaniu walizek i rozgoszczeniu się w apartamencie wpadłam na pomysł, że możemy iść na spacerek, bo pogoda była genialna. Niestety na koziołki było już za późno, ale miałam jeszcze kilka innych miejsc w zanadrzu i nie był to stadion.
  • Marcel - zawołałam, bo już zdążyłam go zubić w tym pokoju.
  • Tak skarbie jestem na balkonie - zawołał.
  • O wiesz co, bo mam całkiem ciekawy pomysł na to gdzie byśmy mogli wyskoczyć na dzisiejsze popołudnie - przytuliłam się do niego od tyłu.
  • Słucham Cię skarbie - uśmiechnął się tak, że myślałam, że zaraz starcę grunt pod nogami.
  • Pomyślałam, że pójdziemy na spacer. Pokaże Ci Rynek, ale niestety na główną atrakcję nie zdążyliśmy, a także zajrzymy do mnie do szkoły. Na koniec skoczymy do Zoo. Co Ty na to - zaproponowałam.
  • Ale weźmiemy Ninę ze sobą - no tak zapomniałam o jego ulubienicy.
  • No nie wiem - zawachałam się, bo jednak do zoo z psem nas nie wpuszczą.
  • Ale my tak ładnie prosimy - wleciał do domu, gdzie siedział pies słodko na mnie patrząc.
  • Jesteście okropnie uroczy i nie potrafię się Wam oprzeć - rzuciłam w nich poduszką.
  • Kochana, ale wiesz, że Cię kochamy - zapytał Marcel ściągając poduszę z twarzy.
  • Nie wiem. Czasami mam wrażenie, że wolisz Ninę ode mnie - westchnęłam.
  • Oj nie był bym tego taki pewien. Przecież to oczywiste, że wolę moją ukochaną i śliczną dziewczynę - pocałował mnie namiętnie w usta.
  • Dobra chodźmy, bo jeszcze się rozmyśle - westchnęłam niechętnie odrywając się od chłopaka.
   Zanim wyszliśmy to oczywiście Marcel setki razy pytał czy dobrze wygląda i czy aby na pewno chciała bym się z nim pokazać w dawnej szkole. Nic nie dawały moje błagania, że jest już 13, a mamy jeszcze kilka rzeczy do sprawdzenia. Po godzinnym szykownaiu się chłopaka do wyjścia w końcu wyszliśmy na miasto. Matko jak ja dawno nie byłam na tych zatłoczonych i hałaśliwych drogach, a te dziury i woda po deszczu. Nigdy Polska nie sprawiała mi tyle radości co teraz. 
   Spacerek przełożyliśmy na troszkę później, bo najpierw musiałam polecieć do szkoły po te papiery. Oczywiście spotkaliśmy dziewczyny, które na wiadomość o mojej przeprowdzace wpadły w histerię. Nie było mi miło się z nimi żegnać, ale obiecałam, że jeszcze je odwiedzę, a nawet zaproszę do siebie. Choć najpierw muszę się urządzić, bo przecież nie zaproszę przyjaciółek do domu pełnego walizek, torb i kartonów z rzeczami. Moją i tak marną w tamtym momencie sytuację oczywiście naprawił młody Hummels wraz z Niną, w których dziewczyny się zakochały. Po odbiorze tych jakże ważnych kilku papierków ruszyliśmy do parku, gdzie wraz z chłopakiem mieliśmy chwilę tylko dla siebie, bo Daria z resztą zabrały nam Ninę.
  • I co było tak ciężko - Marcel przytulając mnie delikatnie.
  • Nie, ale i tak najgorsze mamy za sobą - westchnęłam patrząc na przyjaciółki.
  • Mówisz o tych kilku szalonych wariatkach - zaśmiał się.
  • Tak mówię o nich, choć i tak to jeszcze są spokojne. Dodatkowo nawet zestresowane, bo uwielbiały Cię tak samo jak ja, a teraz wolą psiaka.
  • Ooo jak miło, że to moje kolejne wielbicielki - znów zaczął się szczerzyć doprowadzając mnie do odczucia nieważkości.
  • Uwielbiasz się nademną znęcać nie - zapytałam przysiadając na swojej ulubionej ławce.
  • Nie, ale dlaczego pytasz - wyprzedził mnie siadając pierwszy na wilgotnej ławce, biorąc na kolana.
  • Nie uśmiechaj się w taki sposób jak przed chwilą, bo nie wiem czy żyję czy już umarłam - odparłam lekko się rumieniąc.
  • Ale jak - zapytał znów to robiąc po czym znów namiętnie mnie pocałował.
  • My Wam byśmy nie chciały przeszkadzać, ale musimy lecieć do domów - usłyszałam głos przyjaciółek w tle.
  • Dobrze to zgadamy się co do reszty czasu, bo jeszcze przez kilka dni będę w Polsce - zeskoczyłam niechętnie chłopakowi z kolan, by ten mógł zabrać swoją ulubienicę.
  • Oczywiście kochana to do jutra - zawołały dziewczyny żegnając się z nami.
   No to wygląda na to, że jutro czeka mnie ciężki dzień i impreza na poprawę humoru. . .

*****
No to teraz tylko perspektywa Natalii. Mam nadzieję, że się podoba. Miałam nawet jedną prośbę na temat Natii, więc liczę, że spełniłam oczekiwania.
Pani B. to także dla Ciebie :***

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 84

''[. . .] W ogóle nie spodziewając się tego co on następnie zrobił. . .''


   Po prostu zaczął płakać i bez najmniejszego wyjaśnienia wyszedł. Zostawiając mnie w totalnym szoku spowodowanym jego reakcją. Przez myśl mi przeszło, że może śnię, albo mam jakieś urojenia, a on tak na prawdę krzyczy na mnie. Nie chcę nawet wiedzieć jaką miałam minę, ale na pewno bardzo zabawną, bo Alexandru ze Svenem mieli nie lepsze.
  • Zuza co mu zrobiłaś - Alex pokazując palcem na oddalającego kumpla.
  • Powiedziałam, że jestem w ciąży - westchnęłam.
  • Co zrobiłaś - Sven otwierając szeroko usta.
  • To co usłyszałeś - powtórzyłam.
  • No świetnie - ucieszyli się.
  • Chyba jednak nie bardzo, a teraz zapraszam do jadalni. Obiad - dodałam niosąc gorące naczynie żaroodporne.
  • Tak jest królowo - często się tak do mnie zwracali. 
   Posiedziałam z chłopakami słuchając jak było na zgrupowaniu. Niestety panowie mnie bardzo nie lubią, nie dali popatrzeć na swe przystojne mordki zbyt długo. Nie liczyło się to, że bardzo tęskniłam, bo im zależało na szczęściu przyjaciela. No tak, bo to ja mam dziewiętnaście lat, jestem w ciąży, a mój chłopak ma gorsze wachania nastroju niż ciężarna. Gdy stanęłam pod drzwiami naszej sypialni zastanawiałam się czy, aby napewno tego chcę. Jak to w miłości bywa serce nie sługa. Bez pukania (no w końcu mi wolno) weszłam dostrzegając ukochanego siedzącego z podpartą głową na skraju łóżka. W Jego dłoniach dostrzegłam zdjęcie naszego maleństwa. Po chwili namysłu dosiadłam się do piłkarza i bez słowa po prostu patrzyłam na tą malutką fasoleczkę. Zdjęcie USG, które mu dałam było wykonanie tuż przed wyjazdem z Dortmundu, czyli w połowie szóstego tygodnia, więc prócz wykształcającej się głowy i ogonka nie dawało się nic więcej wyróżnić.
  • Dlaczego płaczesz - zapytałam zachowując dystans między nami.
  • Bo jestem skończonym idiotą - pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzał na mnie co spowodowało przyjemne dreszcze na moim ciele.
  • Niestety choćbym nie wiem jak bardzo chciała zaprzeczyć to nie ma szans.
  • Wiem żałuję - przewał mi.
  • Daj mi dokończyć - powiedziałam spokojnie.
  • Przepraszam - pozwolił mi dalej mówić.
  • Traktowałeś mnie jak śmiecia. Mdłości nie były przez ciąże. Zatrułam się czymś. Nawet nie wiesz jaką przykrość mi sprawiłeś swoim zachowaniem. Zamiast ze mną być i wspierać to wolałeś olać sprawę. Doprowadzając do kłótni. Kocham Cię. Nie mogę, nie potrafię odsunąć się od Ciebie. Odejść. Uwierz mi, że nawet wyprowadzkę do Polski planowałam, a gdyby nie Alex ze Svenem to już byś mnie nie zobaczył - dodałam. Gdy nie zauważyłam żadnej reakcji wstałam by dać mu chwile na przemyślenia.
  • Przepraszam - złapał mnie za nadgarstek przyciągając do siebie, ale nie przytulając.
  • Nie wiem czy to jedno słowo wszystko zmieni - miałam ochotę się rozpłakać.
  • Też Cię strasznie kocham. Podczas obozu myślałem, że umrę bez Ciebie. Codziennie gapiłem się w Twoje zdjęcia, ale to i tak nie rekompensowało Twojej obecności. Nie wiem co mną wtedy kierowało nie potrafię tego wytłumaczyć. Obiecuję, że Was już nie skrzywdzę, ani nie zostawię - odsunął się patrząc mi prosto w oczy. Po czym dotknął brzucha przyrzekając na co ja mocno się do niego przytuliłam.
  • Tęskniłam - wyszeptałam w Jego rozgrzaną klatę.
  • Nawet nie wiesz jak ja bardzo tęskniłem za Tobą - dodał obejmując mnie.
  • Dobra koniec czułości - westchnęła sobie przypominając o posiłku na dole.
  • Dlaczego - zrobił minkę zbitego psiaka.
  • Leć na dół, bo obiad Ci wystygnie - wytarłam mu łzy z policzków klepiąc w tyłek na zachęte.
  • Jeżeli to miało mnie zachęcić do zejścia to się rozmyśliłem - wrócił do mnie namiętnie całując.
  • Idź sobie już, bo na serio będziesz jadł zimne - odparłam niechętnie.
  • A Ty nie idziesz - zapytał zatrzymując się w progu.
  • Nie jestem głodna - uśmiechnęłam się szukając pudełeczka z witaminami.
  • Tego szukasz - podał mi pojemnik.
  • Tak dziękuję Ci bardzo, a teraz sio - pogoniłam ukochanego.
  • Powiesz mi chociaż co to jest - zażyłam tabletki chowając je do szafki przy łóżku.
  • Kwas foliowy.
  • Po co to jesz - zapytał
  • Muszę go brać by dziecko odpowiednio się rozwijało - uśmiechnęłam się wychodząc.
  • Rozumiem, a wiesz, że bardzo Cię kocham - zapytał schodząc za mną.
  • Hmm. . . owszem, ale i tak mam ochotę Was pozabijać - odparłam po chwili po czym spojrzałam na chłopaków, którzy rozsiedli się na kanapie.
  • Oj no wybacz. Słodko wyglądasz jak się złościsz nie mogliśmy się powstrzymać no - Sven kończąc posiłek.
  • Słaba coś ta Wasza wymówka - westchnęłam.
  • Dobra jesteśmy zbyt wielkimi leniami dlatego zostawiliśmy tu taki nieporządek - Mo mocno mnie przytulił od tyłu.
  • Pogodziliście się - zapytał Alexandru widząc miły gest.
  • Tak - odpowiedzieliśmy razem.
  • No i teraz aż miło na Was popatrzeć - zaśmiał się bramkarz odnosząc talerze do zmywarki.
   Teraz przynajmniej mogłam się napatrzeć na moich chłopaków, a także udało mi się ich namówić na mały spacerek po mieście. Oczywiście zaprowadzili mnie do Muzeum Porsche gdzie o mało nie dostałam zawału widząc tyle modeli tych wspaniałych samochodów. Jakbym nie musiała to bym w ogóle stamtąd nie wychodziła, ale niestety są wyznaczone godziny otwarcia. O 18 poszliśmy na Mercedes-Benz-Arene, bo chłopaki mieli ważne spotkanie. 
  • Poczekasz tutaj - zapytał Moritz, który cały dzień traktował mnie jak księżniczkę na ziarnku grochu.
  • Tak po raz sety mówię Ci, że nic mi się nie stanie spokojnie - westchnęłam podziwiając stadion. Choć nie robił na mnie takiego wrażenia jak Signal Iduna Park.
  • Ale na pewno - zapytał po raz kolejny.
  • Misiek zaraz dostaniesz idź w końcu na to spotkanie - westchnęłam rozsiadając się wygodnie na krzesełku.
  • A dostanę buziaka - kucnął przede mną.
  • Jak obiecasz, że w końcu zejdziesz do nich, bo czekają na Ciebie - dostrzegłam zbierających się piłkarzy.
  • No dobrze - zrobił smutną minkę po czym dostał buziaka i zbiegł na dół.
   Spędziłam tam około półtorej godziny o ile nie więcej, ale źle nie było. Poznałam resztę drużyny, a nawet trenera, który okazał się być całkiem miły. Oczywiście Mo nie tylko naszym współlokatorom truł tyłek moją osobą, ale chłopakom z druzyby i sztabowi również. Znalazłam nawet kilku swoich fanów w Vfb Stuttgart co było całkiem miłe, ale zbyt długo nie będę mogła z nimi grać. Choć na razie nic nie mówię, bo trzeba się cieszyć chwilą. . .


*****
No to jestem :)) Po dośc sporej przerwie. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. 
Muszę się przyznać, że mój ostatni tydzień był najbardziej pechowy niż całe życie. A gdybym wiedziała, że spadnę sobie ze schodów to bym w ogóle z gór nie wracała :))
Nie wiem co tutaj mogę jeszcze napisać, więc liczę na Wasze opinie. :D