piątek, 10 października 2014

Rozdział 86

''[. . .] No to wygląda na to, że jutro czeka mnie ciężki dzień i impreza na poprawę humoru.''



Czwartek 4.09.2014


   Mówiłam, że rodzice będą na mnie źli, że się wyprowadzam tak nagle. Kłamałam. Pomogli mi spakować rzeczy, a także zaoferowali pomoc pieniężną na sam początek (Jakby zapomnieli, że ich córka jest piłkarką i zarabia krocie). Bardzo mnie swoją postawą zadziwli, bo na prawdę się tego nie spodziewałam. Fakt faktem całe życie wraz z babcią próbowali mnie pogonić z domu, ale wraz z ukończeniem pełnoletności dali mi się święty spokój. Szkoda, że tak późno, bo od kiedy pamiętam to słyszała tylko '' Natalia kiedy w końcu przyprowadzisz zięcia, bo na prawdę zaczynam się martwić. Tylko ta piłka i piłka z dziewczynami, a o chłopcach nie mówisz, ani nawet nie wspomnisz.'' Czasami miałam ogromną ochotę ich wszystkich rozsztrzelać (dobrze, że tego nie zrobiłam. Siedziała bym teraz w więzieniu, a nie z moim ukochanym w samochodzie wracając do domu). Słowo się rzekło to nie do końca do domu, bo jadę do Niemczech. 

  • Co jeśli ich nie będzie w Dortmundzie - Marc (skrót od imienia Marcel) zawsze najpierw ma czarne wizje.
  • Widziałeś te artykuły w gazecie i internecie - zapytałam, a ten kiwnął tylko głową skupiony na drodze, gdy taksówkarz wiózł nas na lotnisko.
  • No to właśnie widziałeś w jakim stanie była Zuzka, gdy wychodziła z tej kliniki. Jej coś jest - mówiłam przejęta.
   No wtajemniczając od kiedy wyjechałam z Dortmundu miałam bardzo rzadki kontakt z Magdą i Zuzką. Ostatnio w sieci aż huczy, że Moritz zerwał z młodą Polką, a także, że dziewczyna jest poważnie chora z czym sobie nie radzi. Nie wiem co się stało, bo nie odbiera ode mnie telefonu, a raczej abonent jest cały czas niedostępny.
  • Na pewno nic jej nie jest, a jakby było to przecież na pewno by Cię poinformowała - odezwał się, gdy byliśmy na miejscu.
  • Pewnie nie chce mnie martwić wie, że układam sobie życie. A wiesz przecież jaka ona jest - odparłam lekko zasmucona zaistniałą sytuacją.
  • Spokojnie mówię Ci, że nic złego jej nie jest - zabójczo się uśmiechnął.
  • Nie wiem skąd bierzesz tyle spokoju, ale oddaj troszkę - westchnęłam udając się na terminal gdzie następnie przyszła kolej na odprawę 
  • Troszkę. Tylko troszkę - spojrzał na mnie najsmutniej jak potrafił niosąc Ninę w specjalnym koszyku - Nie chcesz mnie całego - zapytał otwierając drzwi.
  • Miśku przecież znasz odpowiedź nie wygłupiaj się. Nie mam nastroju na jakiekolwiek żarty - westchnęłam znów próbując się dodzwonić do przyjaciółki.
  • Księżniczko próbuje Ci jakoś pomóc - westchnął po czym na chwilę zniknął z moich oczu przechodząc odprawę, a potem napaść fanek (ahh jak ja to uwielbiam).
Resztę czasu i drogi do domu Hummelsów spędziliśmy w ciszy. Nie gniewałam się na piłkarza. Po prostu wolała by nie denerwować się przed spotkaniem z młodszą Padlowską.
  • Siemanko co Wy tutaj robicie - zapytał Mats, gdy tylko otworzył drzwi.
  • Nie można zajrzeć do swojego brata i szwagierki - Marcel czuł się jak u siebie.
  • Hej Mats  - uśmiechnęłam się przepraszająco wchodząc do środka.
  • Witajcie - zeszła do nas również Cathy.
  • Cześć co tam u Was - Marc natychmiast poleciał się przywitać z babeczkami na stole w salonie. 
   Jak to w tym towarzystwie bywa nikt się nie nudził, ani nie smucił. Jestem im wdzięczna za to, że są. Za to, że stanęli na mojej życiowej drodze, ale przyjechałam tu po coś i zamierzam to sprawdzić. Gdy tylko Panowie postanowili pójść do sklepu postanowiłam pogadać z Cathy. Troszkę się denerwowałam, ale wiedziałam, że na pewno mi pomoże.
  • Co się tak na prawdę stało, że przyjechaliście, bo nie uwierzę, że zwiedzacie świat - uśmiechnęła się (kurde na serio nie potrafie ukrywać uczuć).
  • Wiedziałam, że o to zapytasz, ale nie chciałam pytać przy chłopakach - westchnęłam biorąc kubek z herbatą do ręki.
  • No to słucham. Póki tych przygłupów nie ma - rozsiadła się wygodnie na kanapie.
  • Od kilku dni męczy mnie jedna sprawa, a dokładniej chodzi o Zuzkę - zauważyłam, że zdziwiła się moimi słowami - Na portalach społecznościowych ukazuję się ostatnio mnóstwo jej zdjęć, ale bez Moritza. Co najgorsze na każdym z nich jest załamana, zapłakana jakby w innym świecie. Martwię się o nią. Boję, że coś jej jest, a ostatnio nasz kontakt został bardzo ograniczony. Nie wiesz może czy jest w domu. Wiem jest późno, ale mogę jutro do niej zajść - powiedziałam wszystko lekko podłamana, a dziewczyna tylko na mnie patrzyła ze zdziwioną miną.
  • To Ty nic nie wiesz - zapytała po chwili.
  • Nie, a co powinnam.
  • To prawda, że Zuzka i Mo mieli bardzo ciężki okres w życiu. On nawet zaczynał planowanie, że wróci do Lisy. Rozstali się, ale już jest wszystko dobrze. Są szczęśliwi i nie mieszkają przecież już od czerwca w Dortmundzie - uśmiechnęła się. 
  • Matko ale ja mam sklerozę - zawołałam łapiąc się za głowę.
  • Widzisz nie masz się czym martwić - dodała przytulając mnie do siebie.
  • A ta klinika?? Coś nie tak z jej przeszczepem czy tylko rutynowa kontrola -zapytałam niepewnie.
  • Serio nic nie wiesz. Nie widziałaś ostatniego wywiadu Moritza w internecie.
  • Na prawdę nic nie wiem. A w Hiszpanii najwidoczniej wiadomości wolą podawać troszkę przestarzałe, albo to ja nie mam czasu by je regularnie sprawdzać - głośno pomyślałam.
  • Poczekaj zaraz Ci pokażę - westchnęła sięgając po laptopa. Po chwili pokazała mi wywiad po ostatnim meczu Borussi ze Stuttgartem, gdzie Leitner odpowiada na pytanie czy zostanie ojcem.
  • Czekaj czekaj. Nasza Zuzka. Ta grzeczna Zuzanna jest w ciąży - zapytałam otwierając szeroko oczy.
  • Tak teraz to będzie 12 tydzień - uśmiechnęła się szeroko.
  • No to świetnie. Ja odchodzę od zmysłów martwiąc się, że jest chora, a ona spodziewa się dzidziusia - złapałam się za głowę.
  • Jesteśmy. Wy na prawdę nie wiedzieliście, że rodzinka Borussen nam się powiększa - zaśmiał się Mats patrząc na brata. Na co my tylko spojrzeliśmy na siebie bardzo zdziwionymi minami.
  • A właśnie oni jakoś na dniach mają do nas przyjechać, bo rodzice Moritza obchodzą okrągłą rocznicę ślubu - dodała Cathy wesoło.
  • My wiemy kiedy przyjeżdżać. Akurat na imprezy - Marcel zachowuje się dzisiaj jak małe dziecko.
  • Dobra zostawię Was na chwilę, bo muszę przedzwonić jeszcze do Magdy. Ona tu mieszka nie - zapytałam dla upewnienia.
  • Tak - odpowiedzieli Hummelsowie.
Tymczasem z perspektywy Zuzanny
5.09.2014.

   No cóż ja mogę powiedzieć. Jestem już w 3 miesiącu ciąży nie mogę się doczekać, aż to maleństwo się urodzi, bo te mdłości mnie dobijają. Całe szczęście nie jestem z tym sama. Mam swoich dwóch wariatów - Alexandru i Svena, a także postrzelonego chłopaka. Staram się nie narzekać, bo dzisiaj i tak czuję doskonale. Nie miałam mdłości (nie ciesz dnia przed zachodem słońca), a także rozpiera mnie energia. Chciałam poznosić torby i zrobić śniadanie, ale nie mogę się przeciążać. Właśnie pakujemy się na małą wycieczkę do rodziców Moritza. Problem tylko w tym, że ja nie wiem po co.
  • Kochanie - ukochany nagle mnie przytulił od tyłu.
  • Chcesz, abyśmy zeszli Ci na zawał w tym pokoju - zawołałam.
  • Skąd masz w ogóle takie myśli - uśmiechnął się zabierając walizkę.
  • A wiesz, że kobiety w ciąży nie wolno straszyć - uśmiechnęłam się poszukując jakiś wygodnych ubrań.
  • Tego nie wiedziałem. Chodźmy na dół, bo Sven czeka ze śniadaniem - cmoknął mnie w policzek.
  • Znowu owsianka - skrzywiłam się na samą myśl. 
  • Nie spokojnie. Alex go dziś przypilnował i jest Twoja ulubiona jajecznica.
  • A powiecie mi w końcu po co jedziemy do Dormundu - zapytałam siadając do jedzenia.
  • Nie, bo to będzie niespodzianka - powiedział Mo z pełnymi ustami
  • Wiesz, że nie lubię niespodzianek - zaśmiałam się z tego jak pochłaniał swoją porcję.
  • Nie, ale wiem, że bardzo mnie kochasz - uśmiechnął się połykając duży kawałem chleba, po czym zaczął się krztusić.
   Mało nie zeszłam ze strachu. Kiedyś go normalnie uduszę własnymi rękami, ale to nie teraz, bo dziecko musi poznać swojego ojca. Reszta poranka minęła mi dość normalnie, ale nietypowo jak dotychczas. Co najgorsza zaczynam mieć problemy z mieszczeniem się w swoje ulubione spódniczki i spodnie. Mój ukochany płaski brzuszek zaczyna się pomalutku uwypuklać, a to w tym wszystkim podoba się najmniej. Tyle pracowałam by był idealny. Równo o 9 wyjechaliśmy z pod domu. Uprzednio oczywiście, bo jakże inaczej poinforowałam Magdę, że ma się mnie wieczorem spodziewać u siebie na kawie. . . 


*****
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale na prawdę nie miałam weny twórczej. A w ramach przeprosin oto taki sobie rodzialik. Mam nadzieję, że i Wam przypasi. Liczę na komenatrze, których osttanio zbyt wiele nie dostaje. :((

3 komentarze:

  1. Nareszcie. ;) Jest super. ;)
    Oby teraz wena nie opuszczała. :***

    Buziaki. :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział >>>>>>>
    Bossski *_*
    Tak ze nie wiem co napisać xdd

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku Kochana tak się ciesze , ze tutaj wróciłaś (choć ja rutynowo nie na czas komentuję).
    Także rozdział bardzo fajny, a i ciesze się, że u Zuzi wszystko się układa.
    Już nie mogę doczekać się dzidziusia :)

    OdpowiedzUsuń