''[. . . Po 20 minutach wszyscy po cichu krzątaliśmy się po kuchni, aż usłyszeliśmy huk dochodzący z pokoju Zuzanny. . . ''
Początkowo nikt nie zareagował. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie z lekko przestraszonymi minami. Po chwili Moritz jakby się w sobie przebudził i zerwał do pokoju ukochanej.
- Matko Zuzka myślałem, że coś Ci się stało - mówił klęcząc i trzymając dziewczynę w objęciach.
- Co się tutaj właściwie stało - zapytałam widząc potłuczone szkło i kałużę wody.
- A nic - Zuza raptownie się poderwała i znów upadła.
- Kochanie nic Ci nie jest - w locie złapał ją Mo.
- Nic mi nie jest - odpowiedziała ze zwieszoną głową zbierając resztki wazonu.
- Jak nic jak widzę, że coś jest - Łucja zaczęła na nią krzyczeć.
- Nie krzycz nic tym nie zdziałasz - uspokoił ja Leo zabierając na wycieczkę.
- Wyluzujcie dobra. Chciałam wymienić kwiatkom wodę, chciałam sięgnąć z łóżka, ale nie dosięgałam poderwałam się zbyt szybko zakręciło i się w głowie. O to tak znalazłam się z tym wszystkim na tej podłodze. Nie wzięłam rano leków to są skutki uboczne. Już nie dramatyzujcie okey - jak zawsze pełna energii próbowała nas uspokoić.
- Ale nas nastraszyłaś - powiedział Serg i udał się z powrotem do kuchni po miotłę i ścierki.
- Oo dzięki. Daj mi to, a Wy idźcie dalej gotować - powiedziała do mnie, Syriusza i Mo.
- Ja zostaję, ale Wy jak chcecie możecie iść - poprawił Leitner. Tak też zrobiliśmy. Postanowiliśmy zostawić ich samych, bo ja osobiście nie wierzyłam Jej w to, że chciała wymienić wodę zbyt dobrze ją zna, ale nie chciałam się z nią sprzeczać widziałam w jakim jest ostatnio stanie.
Przemyślenia Zuzanny.
Tak całkowicie poważnie trochę pamiętam i nie tego co się wydarzyło. Od kilku dni strasznie boli mnie wątroba i kości, a nie jem nic czego mi nie wolno dodatkowo pije te ohydne soki z kiszonego buraka i ogórków. A dla dobra moich kości nawet nie wracam do treningów. Choć i tak mam dni, że tracę czucie w nogach i mdleję, żeby nie było, że znów straciłam przytomność postanowiłam zrzucić wazon zaraz po przebudzeniu i udawać, że to był wypadek. Nie chcę ich okłamywać, ale równie dobrze nie chce ich zamartwiać. Mam dwa tygodnie luzu chcę to jak najlepiej wykorzystać z ukochanym i przyjaciółmi, a nie leżeć w szpitalu pod kroplówkami. Rozumiałam złość Mo, ale nienawidzę jak się denerwuje tym bardziej na mnie.
- Zostaw sama sobie poradzę - odezwałam się z ogromną delikatnością, by się nie złościł.
- Nie, bo się zranisz kochanie. Pozwól mi to zrobić - mówił dość spokojnie, ale wiedziałam, że zaraz się zdenerwuje, bo jest równie uparty jak ja.
- Ale rozwaliłam muszę po sobie posprzątać - tłumaczyłam swój wyczyn, by tylko zostać na chwilę sama i szybko wziąć tabletki.
- Zuza zaraz Cię wyniosę do drugiego pokoju, zamknę i będziesz tam siedzieć - dalej się sprzeczaliśmy.
- Nie ja tutaj zostaję - skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej dalej się sprzeciwiając.
- No to nie zostaje mi nic innego jak Cię stąd zabrać kochana - uśmiechnął się po czym złapał mnie w zgięciu kolan oraz pod łopatkami i zaniósł na fotel w sypialni rodziców.
- Ja będę protestować - krzyknęłam, gdy zmierzał do drzwi.
- Misiaczku protestuj ile chcesz, ale z ta szyną na nodze nic nie zdziałasz - wrócił się powiedział do mnie dał buziaka w czoło i wyszedł.
- Tak słucham - odebrałam, ale bez żadnej reakcji.
- Jest tam ktoś - zapytałam ponownie, ale nadal nic.
- Ej no bez żartów Łukasz, zaraz Cię zabiję no odezwij się - powiedziałam już trochę głośniej i lekko zdenerwowana.
- Zuza to Ty - usłyszałam słodki, cichy i delikatny głos Sary.
- Oczywiście, że ja. Witaj mała co u Ciebie - zapytałam.
- A no nić nudzi mi się mam taty telefon i pomyślałam, zie do Ciebie zadźwionie. Ziapytam jak zdlówko i pobablam, bo jest u nas wujek Malco z niemiłą panią - już po głosie małej czułam, że jest coś nie tak.
- U mnie wszystko gra. Mo mnie niedawno wyniósł z pokoju, bo mu przeszkadzałam i się o mnie martwił. Jaka nie miła Pani. Mam się z Nią rozprawić - próbowałam ją jakoś rozpogodzić.
- Mam nadzieję, zie się nie pokłóciliście, bo inacej sobie z Nim polozmawiam mówię baldzo powaznie. A ta Pani ma na imię Caloline i mnie pilnuje kiedy lodziców ni ma - zaczęła płakać.
- Mała nie płacz proszę. Robi Ci coś złego - zapytałam przerażona.
- Nie Zuza nie lobi mi nic złego - broniła się.
- Spokojnie kochana nie powiem nic tatusiowi ani mamusi. Możesz mówić śmiało - zaczęłam się denerwować.
- Zuza ona na mnie ciągle kzycy jak się bawie psychodzi i mnie sarpie krzycąc, zie jeśtem rozpiesconym baholem, któly powinien ją słuchać i zablania mi mówić cokolwiek tatusiowi i mamusi - tu mała się rozpłakała.
- Spokojnie, a gdzie są rodzice - zapytałam zdziwiona.
- Wyjechali na tydzień na jakąś konfelencie - siorbała noskiem
- Kochana Zuza już z wujkami i ciocią po Ciebie jadą dobrze - ogłosiłam natychmiast.
- Dobzie, plosę tylko sybko. Bo wujek Malco zalaz jedzie na tlening i znów będę miała psechlapane.
- Dobrze już się pakuję i wsiadam w najbliższy samolot. A teraz mnie posłuchaj. Potrafisz obsłużyć komórkę - zapytałam.
- Ocywiście, ze umiem - zaśmiała się.
- To wspaniale. Jak się rozłączysz włącz nagrywanie i schowaj telefon gdzie Caroline go nie znajdzie, a będzie wszystko słychać jak na Ciebie krzyczy, dobrze - powiedziałam małej co mam w planie, a ona postanowiła mi zaufać.
- Tak lozumiem. Musę końcyć woła mnie buziaki. Kocham Cię Zuza - powiedziała od razu się rozłączając.
W tym samym czasie u Łucji i Leonarda.
Kiedy tylko Leo wyciągnął mnie z domu pojechaliśmy do Wrocławia. Miasto bardzo spodobało się Niemcowi i jakby tylko mógł na pewno by tu zamieszkał. Tym razem pojechaliśmy nad Odrę gdzie chłopak przyszykował cudowny piknik. Bawiliśmy się doskonale, nikt nam nie przeszkadzał. Choć coś mnie cały czas trapiło, a była to moja starsza siostra. Doskonale wiedziałam, że znów ma problemy z kościami. Kilka lat temu miała to samo. Jednego dnia czuła się idealnie chodziła na treningi dawała z siebie wszystko była nawet gotowa zagrać pełen mecz, ale po powrocie do domu traciła czucie i upadała. Tłumaczyła to zawsze przemęczeniem i krótkotrwałym omdleniem, ale nigdy jej z rodzicami nie wierzyliśmy, choć sama wiedziała najlepiej. Z rozmyślań wybił mnie głos ukochanego- Co się tak zamyśliłaś. Gadam do Ciebie od 20 minut i żadnej reakcji - zaśmiał się przytulając od tyłu.
- Przepraszam myślałam o Zuzce. Już jestem tylko dla Ciebie - odpowiedziałam i zaczęliśmy się całować. To było coś cudownego. My sami na opuszczonym brzegu Odry, gdzie nikt nie chodził, słońce pięknie świeciło i ten cudowny zapach wilgoci od uderzających fal rzeki.
- Hej gdzie jesteście - zapytała od razu.
- Można powiedzieć, że we Wrocławiu, a co chcesz - zapytałam czując, że jest zdenerwowana.
- Lecę z Magdą i chłopakami do Niemiec, bo Sara natychmiast mnie potrzebuje.
- Okey, ale co się dzieje ??
- Błagam o nic nie pytaj zadzwonię do Ciebie dzisiaj wieczorem, albo jutro dobra. Muszę jeszcze do rodziców zadzwonić, więc buziaki i grzecznie tam.
- Jak zawsze. Trzymajcie się tam pa - zaśmiałam się i rozłączyłam.
- Co jest - Leo zapytał popijając colę.
- Zuzka jedzie z resztą do Dortmundu - odpowiedziałam jakby jeszcze do mnie nic nie dotarło.
- Ale po co. Jeszcze jej tam nie było ostatnio - zaśmiał się.
- Podobno mała Piszczkówna jej potrzebuje - uśmiechnęłam się.
- Ojej jakie to słodkie, ale ciekawe co się stało - chłopak się rozczulił.
- Właśnie też się zastanawiam. Kocham za to Zuzę zawsze jak trzeba było była obok mnie i wspierała, a nawet pobiła kilkoro chłopaków i dziewczyn, którzy mi dokuczali - zaśmiałam się przytulając do ukochanego.
- No to widzę, że cicha woda brzegi rwie - piłkarz zaczął się śmiać. Po czym jeszcze chwilę gadaliśmy i pojechaliśmy na rynek wrocławski pospacerować.
Z powrotem u Zuzki.
Postanowiłam dotrzymać słowa i pójść się spakować. Wychodząc z pokoju zauważyłam, że nie ma Magdy i Syriusza, a Mo siedział w łazience. Najszybciej jak tylko potrafiłam weszłam do pokoju, wyciągnęłam swoją czarno żółtą walizkę i rozpoczęłam pakowanie wraz z szukaniem najbliższych samolotów do Dortmundu. Zdążyłam wpakować najważniejsze rzeczy, miałam już pakować dokumenty do torebki kiedy do domu wróciła Magda z Syriuszem, a Moritz wyszedł z łazienki.- Co Ty robisz miałaś siedzieć w pokoju - zaczął Serg z Magdą.
- Pakujcie się mam 2 godziny do wylotu - poganiałam ich.
- Ale gdzie lecimy - zapytał zdziwiony Mo owinięty jedynie ręcznikiem.
- Kochanie uroczo wyglądasz - uśmiechnęłam się.
- Wiem, ale miałaś odpoczywać - rzekł Mo.
- A jedziemy do Dortmundu. Błagam Was wszystko wytłumaczę w samochodzie, ale zaufajcie mi i spakujcie się.
- Dobra, dobra spokojnie już znaczy zaraz wracamy - powiedziała Magda po czym szybko z chłopakiem pojechali do domów po ubrania.
- Okey to mamy troszkę czasu idziemy od razu na odprawę - zapytał Syriusz.
- Tak im szybciej będę w samolocie tym będę spokojniejsza - coraz bardziej się denerwowałam.
- Kochana spokojnie nerwami małej nie pomożesz - próbowała mnie uspokoić Magda, a Syriusz z Mo udali się po coś do picia.
- Ja próbuję się uspokoić, ale mam ochotę zabić tę idiotkę gołymi rękami - aż nosiło mnie z nerwów.
- Ej no spokojnie słoneczko - Magda mnie mocno przytuliła na co od razu się uspokoiłam.
- Co Wy tutaj właściwie bez zapowiedzi robicie - zapytał, gdy już jechaliśmy.
- Musze z kimś pogadać - powiedziałam bardzo groźnym tonem.
- O zabrzmiało groźnie, Moritz Ty jej tam pilnuj, bo nas zaraz pozabija - zaśmiał się mój rodak.
- Spokojnie, ale nikt nie będzie krzywdził małego Bogu ducha winnego dziecka - uniosłam się na co od razu zareagował Mo i Magda siedzący obok mnie.
- Ale o kim mowa - zainteresował się Polski snajper.
- O Sarze, a czemu właściwie Piszczowie pojechali na tą konferencję i zostawili małą z tymi debilami - zapytała Magda.
- Nie wiem właśnie, Błaszczu pewnie wie. Ogólnie ma się rozumieć, że podrzucić Was do domu Piszcza.
- Dokładnie - uśmiechnęłam się.
- A raczej do mojego i Serga - poprawił Moritz.
- Haha. . . Spoko - Robert szybko zmienił kierunek.
- Ej a to nie jest Reus przypadkiem - zapytałam chłopaka, który rozpoznał samochód drużynowego przyjaciela.
- A no jest. Wiesz tylko Marco może mieć własne nazwisko w rejestracji - zaśmiał się obejmując mnie.
- O siema co Wy tu robicie - farbowany blondyn od razu zareagował jak nas zobaczył.
- A nic takiego przylecieliśmy dzisiaj i postanowiliśmy poodwiedzać znajomych - uśmiechnęłam się.
- To fajnie, ale ani Łukasza ani Ewy nie ma - powiedział puszczając mnie pierwszą do mieszkania.
- A gdzie są - zapytał Mo.
- Pojechali na jakąś konferencje dotyczącą operacji Łukasza - uśmiechnął się do mnie wiedząc, że go nie lubię.
- Zuzka jesteś nalescie - natychmiast przybiegła do mnie Sara rzucając na szyję.
- Też się cieszę, że Cię widzę mała - odpowiedziałam odwzajemniając uścisk.
- O i Mo tes jest - zaśmiała się.
- Hej Maleńka - chłopak wziął ją na ręce.
- A Wy czego tu szukacie - nagle z góry zlazła babajaga. . .
Sorki, że musieliście czekać, bo miał ukazać się w piątek, a jest dziś. Ale mam bardzo bojowy nastrój i nie wyspałam się, dlatego też nie mogłam się w sobie zebrać. Mam nadzieję, że się podoba.
Mała Sara *__* Ahh jak ją uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńBabajaga? :o LOL :D
Oni muszą być razem! :)
Czekam na kolejny!
Tak miałam na myśli Caro :D
UsuńAle kto musi być razem?? :)
Boski jak zawsze a mała Sara jak zawsze słodka mam nadzieje że w następnym rozdziale bendzie wesele zuzy i mo
OdpowiedzUsuńnie moge z tego jak Sara nazwała Caro i z tego jak mo powiedział ze reus ma swoje nazwisko w rejestracji
OdpowiedzUsuńChOcOlAtE
Nareszcie udało mi sie przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że Sara zadzwoniła do Zuzki ;) Nie może być tak, ze jej się dzieje krzywda!
Czekam na kolejny i pozdrawiam ;**
Super :)))
OdpowiedzUsuńSzczypiorek :***
Kocham <3